piątek, 21 lipca 2017

10 - Chwila szczerości nie zawsze jest oznaką słabości

Czyli spotkania ciąg dalszy...




- Chłopcy, co tu się dzieje? - głos zabrał tata Luhana, wstając z siedzenia. - Rozumiem, że może nie jesteście zadowoleni z tak nagłego oświadczenia mojej żony, ale nie rozumiem dlaczego między wami jest takie napięcie. Słyszałem, że jesteście kolegami ze studiów, więc żądam wyjaśnień. Dlaczego między wami jest mur, który tak usilnie podtrzymujecie?

- To skomplikowane panie Kang, myślę nawet, że nasze zeznania będą się różnić – stwierdził Sehun i zmieszał się widząc uśmiech Luhana, który ukazał się na ułamek sekundy.
Jak to się zaczęło? Dla Sehuna i Luhana odpowiedź była oczywista, jednak różniła się między sobą. Aczkolwiek początek ma wpływ na rozwinięcie każdej książki. To on jest linią startu, która czeka na jej na przekroczenie. A kiedy zrobisz pierwszy krok nabierasz coraz więcej pewności by minąć metę.

- W sumie, to poznaliśmy się w grze – powiedział znudzonym głosem Luhan, siadając na miejscu. Puścił oczko do swojej matki, która była zszokowana tą informacją – Byliśmy całkiem dobrym duetem, w grze oczywiście-- szybko dodał. – Sehun wydawał się być spoko, lubiłem z nim grać. Potem zaczęły się studia. Zawsze widywałem go siedzącego w pierwszym rzędzie. Wydawał się być taki zdystansowany. To wcale nie było takie złe, w porównaniu do tego jakim dupkiem okazał się być, bez urazy pani Oh – zwrócił się do kobiety z przepraszającym uśmiechem i spojrzał na masującego skronie Sehuna.

- Dlaczego to ja mam być tym złym? - zapytał brunet – Jak byłeś klerykiem wydawałeś się super. Wiedziałeś do czego zmierzasz w życiu, miałeś określony cel. Gdy cie zobaczyłem byłem w szoku. Jesteś taki kruchy i cały czas próbujesz się ukrywać, owszem kiedy przyjdzie czas kogoś wyzywać to jesteś w tym najlepszy. Ale w swoich oczach widzę cię jak wystraszone, dzikie zwierze, szwendające się po wielkim mieście, które tylko pokazuje swoje kły na pokaz, nie mogąc się obronić.

- Nawet jeśli to jest prawda – zaczął – a uważam, że koloryzujesz i to bardzo, to nie wyjaśnia ani trochę twojego zachowania.

- Mój Sehunnie ma lekki problem z ludźmi, którzy wydają się dla niego słabi – wtrąciła jego mama – i to moja wina.

- Mamo nie musisz niczego mówić – oznajmił Sehun, delikatnie kładąc rękę na jej klanie. Ten dziwny gest nie umknął uwadze Luhana, który postanowił jednak to przemilczeć. – Myślę panie Kang, że ma pan wystarczająco informacji, aby wyciągnąć wnioski.

- Ach te dzieci – zaśmiała się matka Lu. – Chyba powinniśmy zostawić naszą parę, aby mogli sobie wszystko wyjaśnić, prawda kochanie? – zwróciła się do męża, sugerując, że nadeszła pora zniknąć.

- Nie podoba mi się ta sytuacja – odpowiedział mężczyzna – znowu sobie coś wymyśliłaś w tej durnej głowie.

- Jak możesz tak mówić przy wszystkich? - oburzyła się – To nie czas, ani miejsce.

- A właśnie, że to idealna pora na wyjaśnienia – mówił stanowczo – dlaczego mój syn miałby robić coś wbrew woli? Czy namówiłaś na to mamę Sehuna?

- Jeśli chodzi o moją decyzję, to nikt na nią nie wpłynął – oznajmiła pani Oh, kręcąc się niespokojnie na krześle.

- Luhan chcesz wyjść za Sehuna? – zapytał mężczyzna patrząc na swego syna, oczekując szczerej odpowiedzi. Luhan zaśmiał się. To było dla niego śmieszne, cała ta sytuacja niezmiernie go bawiła. Spojrzał na swoją matkę. Patrzyła na niego twardo, wiedząc jaką decyzje podejmie jej syn.

- To miłe, że w końcu zacząłeś mnie dostrzegać i liczyć się z moimi uczuciami, tato – zaczął, podnosząc nowy kieliszek z szampanem. Chwila, w której delektował się smakiem, znienawidzonego przez siebie alkoholu wydawała się dla zgromadzonych wieczna. Białowłosy wcale się nie śpieszył. Spojrzał prosto w czarne oczy swojego narzeczonego i uśmiechnął się lekko. Sehun zesztywniał pod wpływem błękitnych oczu spoczywających na nim. Były zimne, dokładnie jak aktualnie łączące ich relacje, ale też zachwycające. Chłopak wiedział, że tym razem Luhan nie będzie dzieciaczkiem bez zdania, a wszystko dokładnie przeanalizuje. Wybierze to, co chce i już nikt nie będzie mógł być przeciwny temu rozwiązaniu. Dokładnie to było zawarte w tym spojrzeniu. Sehun czuł jego niechęć. 

- Skoro pytasz mnie o zdanie, to nie będę się powstrzymywał. Na dobrą sprawę nie znam Oh Sehuna, ale znam Hunniego – oznajmił, a fala wspomnień z gry uderzyła w Sehuna – Wyjdę za niego.
Wszyscy w pomieszczeniu byli w szoku, oczywiście z wyjątkiem mamy Luhana. Doskonale zdawała sobie sprawę jak bardzo syn nienawidził, kiedy wtrącała się do jego życia. Wystarczy dobra zachęta, aby zmanipulować naiwne dziecko.

- Skoro tego chcesz – westchnął ojciec.

- Kochana, może damy naszym synom chwile dla siebie i pokażesz mi ogród nocą? Pamiętam jak kiedyś zachwalałaś widoki – zagadała pani Kang i chwytając męża za rękę wyszła z jadalni wraz z mamą Sehuna.

- Nic nie rozumiem – odezwał się po chwili ciszy Sehun. Siedział prosto i patrzył na okno za Luhanem.

- Nie musisz – stwierdził chłopak, przyglądając się brunetowi – to nieco skomplikowane.

- Skoro uznałeś, że jednak zostaniemy małżeństwem to jednak przydałyby mi się wyjaśnienia.

- To rozwiązanie było dla mnie po prostu dobre – westchnął – jakoś nie widzi mi się żyć, kiedy matka o wszystkim za mnie decyduje.

- A więc przyznajesz, że nie umiesz samodzielnie podjąć decyzji? – zaśmiał się, upijając łyk szampana.

- To nie tak że nie umiem, tylko nie mogę – wyjaśnił – Możliwe, że masz mnie za nieudacznika, ale ja nie mam zamiaru angażować się w coś czego nie chce. To matka wybrała za mnie studia, na dodatek po znajomości. Dlatego lepiej dla mnie jeśli się nie będę starać, może w końcu mnie wyrzucą.

- Nadal nie mogę tego pojąć. Nie lubisz mnie, źle cię traktowałem – stwierdził – masz jakieś problemy ze sobą? Pakujesz się w niezłe bagno, przynajmniej na kilka lat.

- Oczywiście, że mam ze sobą problemy i nie wiem na czym polega rodzina – zaśmiał się – Jednakże matka obiecała mi, że nie będzie się już wtrącać jeśli za ciebie wyjdę. To nie oznacza, że będziemy dobrym i wspierającym się małżeństwem. Nie po tym jak spotkaliśmy się w prawdziwym życiu. Nie wierzę też w to, że uda nam się cofnąć do wcześniejszych relacji. Jednak nie wiemy nic o sobie, mamy tylko wyobrażenie o drugiej osobie na podstawie pozorów i pierwszego wrażenia – opowiadał Luhan, a Sehun miał wrażenie, że siedzi przed nim zupełnie inna osoba niż wcześniej. To w istocie pokazywało ile muszą się o sobie dowiedzieć. – Skoro już to sobie wyjaśniliśmy, to będę lecieć. Słodkich snów kochanie – Luhan posłał Sehunowi najsłodszy uśmiech na świecie, który był tak świetnie zagrany, jakby w istocie pałał do niego uczuciem. Po czym wyszedł z pomieszczenia.


- Dobranoc – powiedział pod nosem Sehun i odchylił swoją głowę do tyłu. Nadciągają ciężkie czasy.

9 - Nie można wiecznie uciekać przed uczuciami.



Był wyjątkowo deszczowy dzień. Woda spływała po szybie tworząc mały wodospad. Szarość jaka przedzierała się do pomieszczenia sprawiała, że wydawało się ono jeszcze smutniejsze. Dźwięk gotującej się wody zakłócał rozbrzmiewanie kropel, które rozbijały się o szybę. Drobny chłopak stał przy oknie, szukając czegoś, a raczej kogoś. Jego białe włosy były teraz roztrzepane na wszystkie strony. Blada skóra uwydatniała podkrążone oczy. Mrużył je, chcąc wyostrzyć wzrok, lecz na marne. Czarna sylwetka chłopaka, stojącego za deszczowym wodospadem wciąż była rozmazana. Była ciemną plamą na przezroczystym szkle. Po raz kolejny zmrużył oczy, ale to nic nie dawało. Im bardziej się starał, tym mocniej padał deszcz. Wyciągnął swą dłoń do szyby i kiedy dotknął jej powierzchni... obudził się.
Luhan usiadł na swoim łóżku, obejmując nogi. Próbował przypomnieć sobie sen, który od jakiegoś czasu nie daje mu spokoju. Próby analizy jednak niczego nie dawały, ponieważ pamiętał zbyt mało szczegółów. Można śmiało powiedzieć, że był w kropce. Pozostało tylko czekać aż przyśni mu się dalsza część.

Zdjął swój biały podkoszulek, który służył mu jako piżama i przetarł oczy. Za oknem było widać wstające słońce. Zapowiadała się naprawdę ładna niedziela. Luhan zebrał się z łóżka i podszedł do wielkiej szafy. Kiedy ją rozsunął został przysypany przez lawinę ubrań. - Przydałby się tu porządek - mruknął pod nosem. Podniósł z ziemi granatową koszulę i potrząsnął ją kilka razy, jakby miał nadzieję, że w ten sposób magicznie się wyprasuje. Następnie sięgnął do czarnych spodni ułożonych na półcew kostkę. Rozwinął je, od razu nakładając na blade nogi. Koszulę przerzucił przez prawe ramię i zabrał się za zbieranie ubrań z podłogi, upychając je ponownie w szafie. Chłopak poczuł ulgę, gdy zdołał ją zasunąć.

Udał się do prowizorycznej kuchni i nastawił wodę na herbatę. Wyciągnął deskę do prasowania, którą ukrywał za lodówką i zabrał się za swoją koszulę. Dokładnie ją wyprasował, przechodząc samego siebie. Gdy skończył, stanął pod słońce i przyjrzał się swojej pracy. Zadowolony, założył koszulę na swoje ciało, jednak dzwonek do drzwi przeszkodził mu w zapięciu jej. Leniwym krokiem udał się sprawdzić, kto zakłóca jego niedzielny poranek. Ku jego zaskoczeniu w judaszu zauważył sztucznie wygładzoną twarz swojej matki. Powoli otworzył drzwi i ujrzał najbardziej wymuszony uśmiech na świecie.

- Co ty tu robisz – zapytał chłodnym tonem.

- Niespodzianka! – wykrzyczała pani Kang – Nie wpuścisz mamy do środka? W końcu to ja opłacam twoje rachunki.

- Właściwie to tata – poprawił ją Luhan, odsuwając się od drzwi i wpuszczając rodzicielkę do środka.

- Ale jesteśmy małżeństwem na jedno wychodzi – poprawiła go – Poza tym nie przyszłam teraz z tobą rozmawiać.

- W takim razie co cię tu sprowadziło? Szatan? – zapytał lekko zirytowany Luhan, siadając na niepościelonym łóżku.

- Oj synku, bądź miły dla mamy. Załatwiłam ci zabezpieczenie na całe życie, ale najpierw musisz zacząć wyglądać jak człowiek – stwierdziła kręcąc nosem – Zbieraj się, jedziemy do panny Alice!

- Dlaczego miałbym z tobą jechać do wizażystki?

- Jeśli spełnisz moje dzisiejsze wymagania już do niczego cię nie zmuszę – obiecała. To była niesamowicie kusząca propozycja. Luhan byłby głupcem, gdyby nie wykorzystał prawdopodobnie ostatniej szansy na pozbycie się matki.

- Daj mi pięć minut.





Posiadłość panny Alice wygląda wspaniale. Ogród był pełen kolorowych kwiatów i słodkich posągów krasnali. W wielkiej willi wnętrze też robiło ogromne wrażenie; marmurowa posadzka, jasne ściany i ogromna przestrzeń. Nie było żadnych zbędnych elementów, z wyjątkiem jednego. Na ścianach wywieszone były zdjęcia największych gwiazd Korei Południowej. Luhan rozglądając się dookoła, nie mógł się powstrzymać od śmiechu, gdy ujrzał portret swojej matki, wiszący obok świetnego, młodego aktora Yoo Seungho. Pani Kang w tym czasie była zajęta witaniem się z wizażystką więc reakcja syna została niezauważona. 

- Kochana, to mój syn Luhan – przedstawiła chłopaka, który się grzecznie ukłonił. – Proszę zrób z niego bóstwo, dziś ma wielki dzień!

- Pani syn nawet bez mojej pomocy wygląda zjawiskowo– pochwaliła Luhana, na co ten zareagował bladym rumieńcem. – Może przejdźmy do salonu, przygotowałam dla ciebie kilka rzeczy. – zwróciła się bezpośrednio do białowłosego.

Kiedy kobiety były zajęte wybieraniem odpowiedniego out-fitu, Luhan rozglądał się po pomieszczeniu. Na wieszakach nie było nic oprócz eleganckich garniturów. Kilka par butów ustawionych było w równym rzędzie, emanując bogactwem i klasą. To nieco przytłoczyło chłopaka, który na co dzień nosił luźne koszulki z napisami.

- Myślę, że w tym będzie mu idealnie! – powiedziała podekscytowana pani Kang, wręczając synowi trzy wieszaki i czarne buty. – Masz, załóż to.

Chłopak trzymał komplet granatowego garnituru od Gucciego i białą, profilowaną koszulę, zupełnie nie wiedząc co ze sobą zrobić. Na szczęście panna Alice zauważyła skrępowanie Luhana i wskazała mu drzwi do garderoby, gdzie mógł się spokojnie przebrać. Po pięciu minutach wyszedł, a kobiety w salonie zamarły.

- Kochanie wyglądasz bardzo przystojnie– stwierdziła pani Kang, zadowolona z rezultatu.

- Naprawdę w granatowym ci do twarzy – pochwaliła wizażystka wyciągając rękę w stronę chłopaka – Chodź, teraz umodeluje ci włosy i jakoś pozbędę się tych okropnych cieni pod oczami. Za trzydzieści minut Luhan będzie gotowy. A pani może poczęstuje się kawą?

- Nie, dziękuję . Chcę zobaczyć jak moje brzydkie kaczątko zamienia się w łabędzia – stwierdziła.




***




W domu państwa Oh panowała napięta atmosfera. Kucharki i sprzątaczki dwoiły się i troiły, aby wspólny obiad potężnych rodzin wyszedł jak najlepiej.

- Planujesz przyjęcie? – Sehun zapytał swoją rodzicielkę, która wszystkiego doglądała z progu jadalni.

- To miała być niespodzianka – uśmiechnęła się łagodnie w stronę syna – Mam nadzieję, że ci się spodoba.

- Skoro ty to organizujesz na pewno tak będzie – chłopak odwzajemnił uśmiech. – Kogo zaprosiłaś?

- To niech pozostanie jeszcze w tajemnicy – droczyła się i figlarnie puściła oczko.

- Mamo, nie bądź taka – Chłopak zaśmiał się, udając naburmuszonego.

- Goście będą za godzinę. Ubierz się jakoś ładnie – poleciła – Ciebie mój drogi zobowiązuje strój galowy.

- Tak jest mamo - dla żartu zasalutował przed rodzicielką i udał się do swojego pokoju.




*** 




Luhan jechał teraz z rodzicami luksusowym, czarnym samochodem. Oprócz nieśmiałych dźwięków, wydobywających się z radia, panowała cisza. Po drodze chłopak zastanawiał się do czego jeszcze zmusi go matka dzisiejszego dnia, ale w dalszym ciągu powtarzał sobie, iż podjął dobrą decyzję. Zastanawiająca również była obecność jego ojca. Rzadko kiedy udawali się gdzieś całą rodziną. Wyjątki stanowiły wielkie gale i ważne bankiety.

- Jesteśmy na miejscu– oznajmił szofer, zatrzymując samochód.

Luhan wyjrzał przez przyciemniane szyby auta, ale nie potrafił określić swojej lokalizacji. Wyszedł z pojazdu i ujrzał posiadłość pokaźnych rozmiarów. Ogród w porównaniu do tego u panny Alice był po prostu smutny i jeszcze bardziej przygnębiał chłopaka.

- Kolejne spotkanie biznesowe? – zapytał unosząc brew.

- Nie do końca synu – odpowiedział mu ojciec. – Wejdźmy do środka.

Wystrój wnętrza wydawał się jeszcze bardziej ponury od ogrodu. Szare ściany, ciemna, drewniana podłoga i dość mała ilość światła sprawiały, że ten dom wyglądał jak z horrorów. Nawet rodzinna posiadłość Luhana wydawała się być weselsza.

- Jesteście w końcu – zawołała drobna kobieta, zamykając moją matkę w mocnym uścisku. – Oh, toż to Luhan! Tak się cieszę, że mogę cię spotkać – wyznała cała w skowronkach. Wydawała się bardzo szczera i sympatyczna. Luhan bardzo cenił te cechy.

- Miło panią poznać – chłopak ukłonił się z uśmiechem na twarzy.

- Zapomniałabym o głowie rodziny – westchnęła – przepraszam, jestem zbyt zdenerwowana.

- Nic się nie stało. – uspokoił ją mężczyzna – Cieszę się, że w końcu się spotykamy w dobrych okolicznościach.

- Bardzo dobrych – rozpromieniła się gospodyni – Zapraszam do jadalni, mój syn zaraz się pojawi.

Luhan pominął wzmiankę o synu i niczego nie świadomy udał się za kobietą. Pierwsze na co zwrócił uwagę, to niesamowicie bogato zastawiony stół. Wszystko wyglądało bardzo elegancko nawet jak standardy wysoko postawionych rodzin.

Chłopak idąc w ślad za starszymi zajął swoje miejsce przy stole. W tym samym czasie jego oczom ukazała się znajoma sylwetka. Była ubrana w idealnie skrojony, czarny garnitur i koszulę w tym samym kolorze. Kiedy Luhan spojrzał na twarz mężczyzny stracił na chwilę oddech. I sądząc po nagłym zastygnięciu postaci, można stwierdzić, że była równie zdziwiona co Luhan.

- Sehun.

- Luhan. – powiedzieli w tym samym czasie.

- No już, siadajcie chłopcy – ponagliła pani Oh. Jej syn bez żadnego sprzeciwu zajął miejsce naprzeciwko Luhana.

- Kochanie, czyż to nie wygląda wspaniale? – zapytała swojego męża pani Kang, ignorując wrogie spojrzenie swojego jedynego syna. – Wznieśmy toast! – poinstruowała zgromadzonych i podniosła kieliszek z szampanem, przygotowanym przez wynajętych kelnerów. – Za zaręczyny i zjednoczenie się dwóch rodzin!

Zawartość trzech kieliszków na pięć została z radością wypita, a reszta wylądowała na podłodze. Dwójka chłopaków zdezorientowana szukała w twarzach dorosłych jakiś znaków. Chcieli żeby to wszystko okazało się kłamstwem. Niestety to były tylko złudne nadzieje.

- Matko, nie masz prawa podejmować takich decyzji! – wykrzyczał Luhan – Przekroczyłaś wszelkie granice.

- Nigdy ich zbytnio nie przestrzegałam – westchnęła kobieta, nic sobie z tego nie robiąc.

- Nie wyjdę za tego chłopaka z rozdwojeniem jaźni! - wykłócał się syn pani Kang.

- Przynajmniej nie jestem parszywym oszustem – odgryzł się Sehun. – Mamo, dlaczego postawiłaś mnie w tak niezręcznej sytuacji? – zapytał ale nie dane mu było usłyszeć odpowiedzi, ponieważ Luhan nie dał za wygraną.

- Oszustem? Ja? Bo co? Grałem w grę fantasy i byłem lepszy od ciebie? – prychnął – To ty masz te swoje humorki! Raz jesteś sympatycznym i miłym chłopcem... Raz dzielnym i podążającym za swoim klerykiem wojownikiem... A potem zachowujesz się jak rozwydrzone dziecko! Nawet nie potrafię znaleźć na to logicznej odpowiedzi. Może mnie oświecisz dlaczego jesteś taki dupkiem?

- Jesteś słaby – zaczął brunet– Nigdy nie sądziłem, że postać, którą się fascynuje i uważam za kogoś naprawdę dzielnego jest taka słaba! Gdy tylko pierwszego dnia zobaczyłem cię na uczelni zacząłem się zastanawiać w jaki sposób selekcja naturalna cię nie wykluczyła – zaśmiał się, a wszyscy zgromadzeni wsłuchiwali się w jego słowa. Ojciec Luhana był zdenerwowany natomiast jego matka kiwała głową, zgadzając się z młodzieńcem. Pani Oh była w szoku, że jej kochany syn jest w stanie wypowiedzieć tak ciężkie słowa. – Jesteś potwornie słaby – powtarzał ten zwrot jak mantrę – Jesteś słaby, dlatego nie chcę cię zniszczyć.






poniedziałek, 20 marca 2017

World of wonders - 3

WOW WOW WOW! Dawno mnie tu nie było :/ Przepraszam za swoją nieobecność, ale nie potrafiłam się zebrać w sobie. Może i to nie jest zbyt popularne opowiadanie w porównaniu do pozostałych, których również nie skończyłam, ale fantasy tego rodzaju jest najbliżej mojemu sercu. Tak więc zapraszam do czytania, ale ostrzegam - dopiero co skończyłam to pisać, więc nie sprawdziłam dokładnie tekstu. Rozdziałów będzie jeszcze sporo, ale będę je pisała na bieżąco (pomysł jest, ale czasu nie ma.  Może będą się pojawiać raz na 2 tygodnie.




I żeby sprostować, zarówno Luhan, jak i Sehun są książętami, jednakże w tym rozdziale "książę" przypadkowo pojawiało się tylko przy Sehunie (dawno nie było rozdziału więc tak tylko przypominam, że to w ogóle może nie mieć sensu)







Było już po zmierzchu, kiedy konie pędziły w stronę starego zamku. Przez panujący mrok wydawał się jeszcze bardziej przerażający. Między szczelinami na murze otaczający teren, należący do króla wyrastała winorośl, która oplotła go niczym swoją ofiarę. W oddali dwie wieże wydawały się tak wysokie, jakby mogły sięgnąć nieba. Książę Sehun jechał przodem na swoim czarnym rumaku, przecinając ciemność palącą się, jasnym płomieniem pochodnią. Luhan wpatrywał się w chłopaka, robiąc co chwile krótkie przerwy, aby zorientować się gdzie przebywają.

Z pozoru wydawało się, że jest zaciekawiony królewiczem, ale to miało zdecydowanie głębsze znaczenie. Luhan chciał poznać te słabe istoty, jakimi są ludzie ponieważ on sam pochodzi z łona zwykłego człowieka, chociaż to niestosowne określać matkę następcy tronu zwyczajną. Nawet jeśli książę nie zdawał sobie sprawy jaka była naprawdę, czuł że coś się nie zgadza w historiach jakie opowiadali mu podwładni.

Dnia, którego dowiedział się prawdy o naturze swojej rodzicielki zniknęła część układanki, nad którą głowił się kilka lat. W księgach królewskiej biblioteki, do której prawo miał tylko król, a Luhan włamywał się każdej bezsennej nocy, istniały różnorakie zapiski. Określenie rasy – człowiek, wymazało wszelkie logiczne wyjaśnienia. Od wieków wiadomo, że ludzie nie wiążą się z potomkami potężnych ras, nie dlatego że nimi gardzili, lecz dlatego że byli zbyt słabi na potomstwo. Każda kobieta, nosząca dziecko nieczłowieka umierała przy porodzie, a płód był zbyt słaby na przeżycie nocy. Z czasem zapomniano o przyjaźniach między nadnaturalnymi istotami a ludźmi. Przecięto ich więzi i silniejsi pastwili się nad słabszymi. Dlatego powołano ród królewski na strażników ludzi. Jednakże to nie było istotne dla Luhana, negował istotność tego przedsięwzięcia, jedyne co zaprzątało jego głowę to fakt, że nie powinien był istnieć.


- Już prawie jesteśmy na miejscu – odezwał się Sehun, dorównując prędkości konia Luhana – Zaraz dojedziemy do stajni, dalej będziemy musieli iść pieszo podziemiami – oznajmił.

-Podziemiami? Masz na myśli lochy? - zdziwił się książę, zwalniając. Spojrzał na swojego kompana, który spoglądał na zamek piętrzący się w oddali - Wydaje mi się, że to bardziej ryzykowne niż podjechanie do głównych drzwi zamku.

- Nie kwestionuj procedur królestwa – burknął Sehun zsiadając z konia.

- Ależ nie kwestionuję – odparł Luhan, podążając śladem chłopaka. Gdy jego nogi dotknęły ziemi poczuł ulgę, niezbyt lubi polegać na innych. - Po prostu wyrażam swoją opinię.

- Nie zrozumiesz, wielu czyha na królewską głowę. Nie mając odpowiedniej ochrony nie mogę się narażać na atak wrogów.

- Akurat wiem co to znaczy, nie można nikomu ufać, lecz tchórzostwo nie jest dobrym rozwiązaniem. Nikt nie podąża za słabymi przywódcami, ponieważ taki władca zawsze przynosi nieszczęście na swój kraj. Ludzie są zbyt chciwi, czytałem w kronikach ojca o wszystkich wojnach jakie toczyły się na tych ziemiach i niemal nie wybuchnąłem śmiechem. Naprawdę to, że ktoś wierzy w pogańskie bożki czy też wyznaje chrześcijaństwo jest powodem do przelewu krwi? Czy mały kawałek ziemi jest wart zabijania niewinnych, spalania domostw i lasów, które nawiasem mówiąc są domem dla wielu istot? Uwierz mi, ludzie mają o wiele większe kłopoty, których jeszcze nie odczuwają. - skończył swoje kazanie, pozostawiając zmieszanie na twarzy Sehuna.



Schodząc do podziemi między dwójką panowała głucha cisza. W marę jak ceglane schodki prowadziły w dół, tak atmosfera stawała się coraz gęstsza Twarz księcia, oświetlana nikłym blaskiem pochodni wydawała się nieobecna. Prawdopodobnie mając miliony pytań szukał odpowiedzi na jedno, najbardziej go nurtujące:



- Luhan, skąd ty tak właściwie pochodzisz? - słowa Sehuna odbijały się od ścian, sprawiając że pytanie stawało się jeszcze cięższe, natomiast odpowiedź kurczowo trzymała się języka jego towarzysza. Gdy wydawało się, że odpowiedź jest już tak blisko, wraz z otworzeniem się ust Luhana do tunelu napłynęły nieznane głosy.

 Pośpieszne kroki stawały się z minuty na minute coraz głośniejsze, co zmusiło księcia do zlekceważenia swojej ciekawości i obraniu drogi ucieczki. Pociągnął Luhana do jednej z węższych alejek, co na wypadek walki było nieroztropnym posunięciem, ale w tamtej chwili Sehun myślał tylko o oddaleniu się od źródła hałasu. Gdy tylko Luhan dostrzegł szerszy korytarz natychmiast poprowadził tam mniejszego, mimo iż na jego twarzy pojawiło się większe przerażenie. Po kilku metrach oczom wojownika ukazały się kraty, za którymi znajdowały się kobiety. Chociaż nie, Luhan dokładnie przyjrzał się im posturom i twarzom, to nie byli ludzie a ondyny i rusałki. Zdziwiony zatrzymał się i spojrzał na Sehuna, który próbował ukryć się przed przenikliwym wzrokiem osób przebywających w pomieszczeniu.

- No proszę, cóż za przystojniak nas odwiedził drogie siostry, marnotrawstwem byłoby nie skorzystać z danej nam okazji - odezwała się czarnowłosa rusałka, przybliżając się do krat.

- Młoda jeszcze jesteś dziecinko - odezwała się białowłosa ondyna z sąsiedniej celi - nie dostrzegłaś towarzysza naszego ukochanego księcia?  - zapytała z wyższością, jakby posiadała ogromną wiedzę. - Nadal ma w sobie coś wyjątkowego.

- Och! - wykrzyknęła trzecia - nie spodziewałam się, że kiedykolwiek cię spotkam pa...

- Wolałbym, abyście zamilkły - oznajmił Luhan, przerywając rusałce. Od razu zapanowała cisza rozproszona od czasu do czasu krzykami najeźdźców. Nawoływań nie było końca.

- Co powinniśmy teraz zrobić? - zapytał szeptem przerażony i zdezorientowany Sehun. - Musimy wrócić do stajni i uciekać do miasta!

 Luhan zbeształ go ostrym spojrzeniem, za głośne zachowanie i złapał za rąbek jego szaty. Nasłuchując zaczął prowadzić księcia do głównego korytarza, gdy ustalił że nieznajomi zeszli na niższe poziomy. Dał mu znać, aby zachował ciszę, przykładając palec do ust i pociągnął w stronę wyjścia. Pokonywali kolejne kondygnacje lochów nie spotykając przeszkód, lecz kłopoty zaczęły się na powierzchni.

Dwójka mężczyzn podziwiała piękno koni, kiedy trzech uzbrojonych przeszukiwała torby przywieszone do siodeł. Luhan gestem dłoni kazał ukryć się Sehunowi za stertą siana, znajdującą się blisko wejścia do podziemi, natomiast sam podążył w stronę dwóch wojowników, znajdujących się najbliżej. Dokładnie wiedział kim byli i czego najbardziej pragnęli. Władza - to coś z czym utożsamiały się fearie, istoty nie mające wyrzutów sumienia. Luhan jednym sprawnym ruchem wyjął swą katanę i skrócił dwóch mężczyzn o głowy. Krew zaczęła się lać strumieniami. Spowodowało to niemałe zamieszanie i zajęci dotąd kradzieżą mężczyźni oderwali się od swoich czynności. Pierwszy z nich bez zastanowienia rzucił się z krzykiem na Luhana, który przebił jego ciało jednym pchnięciem. Pozostali zastygli w bezruchu, zdając sobie sprawę z kim mają do czynienia. Wysoki blondyn zaczął uciekać, co zdziwiło księcia Sehuna, który przyglądał się wszystkiemu zza kupki siana. Jednak nawet ucieczka wydawała się nie mieć sensu w walce z tak potężnym wojownikiem. Luhan wyjął sztylet zza pasa, który trafił zbira prosto w głowę. Wszystko działo się w takim tempie, że Sehun nie zdążył zarejestrować momentu, w którym ostatni z bandytów zamachuje się z mieczem na Luhana, a ten paruje cios i podrzyna mu gardło. To było nieprawdopodobne. Książę był świadkiem niesamowitych umiejętności chłopaka. Ale to nie był odpowiedni czas, ponieważ fearie z lochów zaczęli kierować się na powierzchnię, zaalarmowani hałasem.

-Sehun, wiej! - wykrzyczał Luhan - Jest gorzej niż myślałem.

piątek, 5 sierpnia 2016

World of wonders - rozdział 2

Pairing główny: HunHan
Pairing poboczny: Taekai, Taoris
Gatunek: angst, fantasy
Długość: ok.2k słów




Taemin i Jongin właśnie przyglądali się jak mag zmienia wizerunek księcia. Nawet ze świadomością, iż to ta sama osoba mieli problem z oswojeniem się. Panicz wyglądał teraz kompletnie jak człowiek. Zginęły bardzo charakterystyczne dla niego, różowe włosy. Szpiczaste uszy już nie wystawały spośród gęstych pasm włosów. Surowy wyraz twarzy przemienił się na bardziej delikatny, dziecięcy wręcz. Zniknął królewicz, którego znano. Teraz patrzyli na zupełnie kogoś innego.

- Panie, jesteś pewien, że to dobry pomysł? - zapytał Taemin, przyglądając się twarzy księcia, co rusz mrużąc oczy.

- Czybyś kwestionował słuszność moich czynów? - zaśmiał się, ukazując szereg białych zębów. Gdy mag odsunął się od niego wstał, kierując się w stronę lustra. - Idealnie - stwierdził, obracają się dookoła.

- Książę, zdajesz sobie sprawę, że to niebezpieczne? - wtrącił Jongin. - Przecież wyżej postawieni urzędnicy wiedzą, że nie są sami na tym świecie. Jeżeli wzbudzisz ich podejrzenia nie będzie lekko. W najlepszym wypadku król się wkurzy i zmusi do powrotu do domu  -stwierdził, przeczesując swoje czarne włosy. Taemin prychnął słysząc to.

- Nie mów bzdur Jongin, król na pewno znacznie szukać księcia zaraz po tym, jak odkryje, że zniknął. 

- A wy mnie nie wydacie - podsumował królewicz, wychodząc z pokoju.

Będąc szczerym samym z sobą, nie mógł przyznać, że się niczego nie obawia. Nie znał ludzkich zwyczajów. Nigdy się tym nie interesował. Gdy ojciec opowiadał mu o odwiecznej przyjaźni miedzy królewskimi rodzinami zawsze uciekał myślami gdzieś daleko. Kojarzyło mu się tylko, że ojciec był zapraszany na koronacje ludzkich książąt, którzy właśnie poznawali królewską potęgę. Potem opowiadał mu, jacy to ludzie są złośliwi wobec siebie i, że wykazują się dużym sprytem. Nic poza tym nie może być pewien. Zwłaszcza, że to z pewnością to był wierzchołek góry lodowej.


***

- Taeminie, zgadzasz się ze mną, że puszczanie księcia samego wśród ludzi jest kompletnie nieodpowiedzialne? - zapytał mężczyzna, bawiąc się i gładząc blond włosy kompana.

- Wiesz, że nigdy na to nie pozwolę - szepnął wprost do ucha Jongina. Odwracają się, objął jego szyję ramionami. - Wysłałem za nim Tao.

- Zawsze musisz być taki przebiegły? - zaśmiał się wojownik, przyciągając Taemina jeszcze bliżej siebie.

- Za to mnie kochasz - oznajmił blondyn i uśmiechając się cwaniacko uwolnił się z uścisku.


Tego samego dnia mężczyźni wspólnie spakowali swojego księcia. Po kilku kłótniach dotyczących błahostek, takich jak kolor płaszcza czy też ilości broni doszli do porozumienia, za pomocą oddanego sługi królestwa - Tao. Sam zgodził się wziąć dodatkowe zapasy, na wypadek gdyby panicz byłby w sytuacji bez wyjścia. Dzięki jego poświęceniu para mogła być spokojna o swojego pana i zabrać się za królewskie problemy z buntownikami

***

Młody chłopak spacerował pośród rozstawionych wzdłuż drogi straganów, których właściciele zachęcali potencjalnych klientów, aby wybrać ich produkty. O dziwo każdy twierdził, iż posiadał towary najwyższej jakości i nie można było ich nigdzie znaleźć. To zirytowało młodzieńca. Doskonale wiedział, że tutaj najdroższa rzecz nie może się równać z przedmiotami pochodzącymi z jego rodzinnych stron. Mimo to rozglądał się, szukając najtańszej peleryny jaką tylko można było kupić w takim miejscu. Jego dotychczasowy strój nie nadawał się. Im więcej przeszedł udając się na północ, wgłąb lądu, tym był bliżej stolicy. Nie mógł pozwolić sobie na rozpoznanie.

Jego idealnie skrojona garderoba była charakterystyczna dla swojego rodu. Jednakże chłopak postanowił nie pozbywać się jej. Kochał tą prostotę, a zarazem grozę jaka emanowała od tego drogocennego stroju. Wyprodukowany w twierdzy Adno, przez najlepszych krawców, czarny kaftan należał do najrzadziej spotykanych, tzw. „mitycznych zbroi". To samo tyczyło się ciemnego, skórzanego płaszcza, wykończonego niebiesko-turkusowymi nićmi, pozyskiwanymi z kokonów leśnych migotlików. Zakrywał on długą katanę o smolistym kolorze, wykutą ze smoczego oddechu. Spodnie i buty zostały wykonane na wzór reszty, poświęcając na to niespotykanie rzadki materiał.

Cały czarny stój odcinał się od śnieżnobiałej karnacji młodzieńca. Jego delikatne rysy twarzy, zadbana skóra i jedwabiste włosy doskonale świadczyły o wysokim miejscu w hierarchii. Chłopak posiadał szare oczy, które wydawały się być lustrem, odbijającym zachmurzone niebo. Miał zgrabny, prosty nosek w idealnych proporcjach i pełne koralowe usta. Jego brązowe włosy z ciemniejszymi refleksami, kręciły się przy końcach. Wyglądem przypominał porcelanową lalkę, jednak nikt nie jest aż tak perfekcyjny. Szarooki również miał swoją skazę - bliznę, która przebiegała wzdłuż policzka. Jednak taki drobny szczegół nie ujmował chłopakowi urody w oczach ludzi, nadal był piękny.

Brunet w końcu doszedł do końca alejki, ale nie zdołał znaleźć odpowiedniej peleryny. Postanowił jednak, że sprawdzi pobliskie sklepiki w centrum miasta. Tkaniny z tutejszych straganów wyglądały zbyt bogato mimo złego materiału. Chłopak chciał prostoty, takiej jaką posiadają rolnicy czy pasterze. Potrzebował ukryć swój status pod marną tkaniną, której wstydzą się ludzie z dużymi aspiracjami. 

- Przepraszam! - zawołał swoim delikatnym głosem jednego z kupców. - Którędy mogę dojść na główny rynek?

- Oh, udaj się ścieżką między budynkami, tak będzie najszybciej - odpowiedział przygarbiony mężczyzna, który swoim wyglądem z pewnością odstraszał wszelkich klientów.

- Dziękuję - Chłopak skinął głową i jeszcze przez chwilę ilustrował sprzedawcę, mając dziwne przeczucie. Mimo wszystko skierował swe kroki do wąskiej alejki, która według handlarza miała być dobrym skrótem.

Znajdowała się ona pomiędzy wysokimi, kamienistymi budynkami. Patrząc w górę można było ujrzeć sznurki, które zapewne miały służyć do suszenia ubrań i drewniane kładki, prowadzące przez okno bezpośrednio domieszkania po przeciwnej stronie. Podłoże było nierówne przez wystające spod ziemi kamienie i fragmenty korzeni. Wydeptana trawa świadczyła o popularności tego dziwnego skrótu, choć młodzieńcowi wydawał się on zbyt podejrzany. Przez kręte uliczki wokół budynków można było się łatwo zgubić. Ilość dodatkowych korytarzy utrudniała znalezienie odpowiedniego wyjścia prowadzącego do centrum. Jednak chłopak zachował zimną krew. Pozbierał drobne kamyczki, których było tu pełno i schował do swojej sakiewki, wiszącej przy pasie. Z każdym ślepym zaułkiem wyciągał jeden kamyk i zaznaczał drogę, w której nic nie było. Po kilkunastu minutach w końcu znalazł coś, co zapowiadało się obiecująco. Pewnym krokiem szedł wzdłuż drużki i nagle ukazały się kamienne schody. Uśmiechnął się blado, ponieważ przypuszczał, że znajdują się one blisko wyjścia. Uradowany, jedyne co teraz musiał zrobić to skręcić w prawo, a następnie przedrzeć się przez pelerynę z bluszczu. Jedak zanim opuścił schody zobaczył coś niespodziewanego. Za rogiem dwóch oprychów, próbowało zrobić krzywdę drobnemu mężczyźnie o kruczoczarnych włosach. Krew w nim zawrzała. Nie myśląc o tym, że ktoś może go rozpoznać ruszył w stronę swoich nowych wrogów. Nie wyglądali na zbyt trudnych przeciwników. Oprócz wielkości i małych sztylecików nie mieli nic. Na szczęście stali tyłem do bruneta, więc nie wiedzieli, że ich życie jest zagrożone. Chłopak natomiast zatrzymał się dwa metry od nich i na wszelki wypadek pochwycił lekko rękojeść katany.

- Mogę panom w czymś pomóc czy sami ruszycie te tłuste dupska? - zapytał dryblasów, przesadnie słodkim tonem. Patrzył na swoje przyszłe ofiary z pogardą, a złowrogi, nieco wariacki uśmiech nie schodził z jego twarzy.

- Oh! Zobacz Kevinie, kolejny piękniś prosi się o śmierć – zaśmiał się największy z nich, nadal trzymając czarnowłosego w żelaznym uścisku. Po minie ich ofiary brunet mógł stwierdzić, że ten zaczyna się pomału dusić, więc postanowił wydobyć katanę.

- Patrz, myśli że jak ma taki mieczy kto może nam coś zrobić – prychnął Kevin, nazwany tak przez swojego wspólnika. - Mam się teraz tobą zająć chłopczyku czy poczekasz grzecznie w kolejce?

- Jak myślisz mój drogi? Nie mogę się doczekać bliskiego spotkania z moim nowym przyjacielem! -wykrzyknął z udawaną serdecznością. Tak sztuczną, że można byto uznać za pewnego rodzaju sarkazm - Widzę, jednak że podoba ci się tamten koleś i nie chcesz się od niego oderwać. Nazywam się Luhan. Ty jesteś Kevin, prawda? Podejdź bliżej, chciałbym odciąć ci dłoń, zanim dotkniesz mnie tymi brudnymi łapskami - Skwitował swoje "serdeczne" powitanie śmiechem - a może raczej wrogim parsknięciem? Nie sposób było stwierdzić, ponieważ na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Osz ty, pożałujesz tego! – Złodziej podwinął swoje rękawy i pewny siebie ruszył wraz ze swoim sztyletem na Luhana. Kiedy znajdował się dostatecznie blisko chwycił szybko ramię chłopaka, a drugą ręką planował wbić swoją broń w klatkę piersiową. Jednak ta zanim dotarła do celu została odcięta jednym, zgrabnym ruchem. Dłoń trzymająca sztylet upadła na ziemię, a dryblas natychmiast odskoczył, planując zatamować krwawienie.

- Cholera, no i w końcu mnie dotknąłeś – oburzył się. Widząc to, towarzysz Kevina puścił mężczyznę i planował się zemścić na Luhanie. Jednak zanim do tego doszło chłopak okręcił się na pięcie i w jednej sekundzie skrócił obojga o głowę. Bezwładne ciała opadły na grunt, który teraz zdobiły krwawe kałuże. Nie przejmując się nimi, brunet podszedł do oszołomionego mężczyzny i przykucną przy nim.

W tej odległości można było zauważyć błąd w ocenie. Czarnowłosy nie był jeszcze mężczyzną. Prawdopodobnie miał mniej niż dwadzieścia lat. Wpatrywał się teraz swoimi brązowymi oczyma w twarz swojego wybawiciela. Łatwo stwierdzić po jego zachowaniu, że poczuł ulgę. Widać było, iż próbuje coś powiedzieć, ale głos odmawiał mu posłuszeństwa. Luhanowi było go szkoda, więc zaraz po tym jak schował swoją katanę do pochwy, chwycił jego rękę i przerzucił przez swoje ramię. Domyślał się, że chłopak nie ma teraz siły na chodzenie, ale zdecydowanie nie mógł pozostać w miejscu z dwoma trupami.

- Dz-dziękuję – wypalił słabo nieznajomy. - Nie wiem co by się stało, gdyby nie ty. Właściwie to wiem, ale wolę o tym nie myśleć. Sowicie cię wynagrodzę – oznajmił pewny swoich słów.

- Pieniądze nie są dla mnie istotne, ale jeśli chcesz mi pomóc to możesz polecić jakąś karczmę, panie...

- Sehun, mów mi Sehun – uśmiechną się do swojego wybawcy, natomiast ten widok dla Luhana był wart rozlewu krwi. - Poza tym, przykro mi, ale nie znam tu żadnej karczmy. Możesz rozgościć się u mnie, oczywiście jeśli to dla ciebie nie problem – chłopak zatrzymał się, próbując iść dalej o własnych siłach.

- Sehun, nie sądzę, że twoi rodzice byliby zadowoleni gdybyś... - słowa Luhana przerwały krzyki ludzi w stalowych zbrojach. Rycerze kierowali się w stronę tej dwójki. Gdy czarnowłosy spostrzegł co się dzieje, próbował niezauważalnie się ulotnić, jednak było już za późno.

- Książę! Jak mogłeś sam opuścić pałac?! - wrzeszczał mężczyzna z królewskiej straży. - Mogło coś ci się stać! I co to za chłopak?! - zapytał kierując wzrok na Luhana, jednak gdy przyjrzał się mu dłużej przybrał pozycję, gotowy do walki.

- Kris! Co ty wyczyniasz? Dlaczego masz wrogie nastawienie do mojego przyjaciela? - Sehun był wyraźnie oburzony. Chwycił Luhana za ramię, tak że teraz jego towarzysz nie miał bezpośredniego kontaktu z rycerzem.

- Przyjaciel? Książę czy ty sobie zdajesz sprawę kim on jest? To niebezpieczne – zaniepokoił się słowami królewicza.

- Nie sądzę, że mógłbym zrobić mu krzywdę – stwierdził dotąd milczący Luhan. Objął Sehuna ramieniem jak kolegę i puścił oczko do strażnika, posyłając mu również szeroki uśmiech.

- Kris, skoro tu już jesteś to przywołaj dwa konie – zarządził – udam się z moim przyjacielem do zamku – bardziej stwierdził, niż zapytał o pozwolenie.

- Ale.. książę nie mogę do tego dopuścić! - buntował się.

- Właśnie, jestem twoim księciem,więc masz się mnie słuchać! - wykrzyczał. Widać, że głos po podduszeniu wrócił do normy.

Kris wglądał na zagubionego. Nie ufał nowemu towarzyszowi swojego księcia. Jego wygląd nie był normalny, a podejrzany. Mało kto posiada szare oczy w tych rejonach. Strój charakteryzował jeden, szczególny ród. Nie ma co do tego wątpliwości. Luhan jest bardzo niebezpieczny i najlepszym rozwiązaniem byłoby pozbycie się go. Jednak rozkazy księcia są absolutne, w końcu kiedyś zostanie królem. Jego ojciec twierdzi, że książę powinien brać na barki tą samą odpowiedzialność. Dlatego też dał mu wolną rękę. Aczkolwiek Kris, jako zaprzyjaźniony sługa rodziny królewskiej ma prawo do podważania decyzji księcia.

- Jesteś moim księciem i przyszłym królem, a ja jestem twoim wiernym doradcą – zaczął, przyklękając na jedno kolano. - Przysięgałem przed twoim ojcem, że nie pozwolę na twoją porażkę. Obiecałem, że się tobą zajmę, więc proszę zaufaj mi. – Po tych słowach można było usłyszeć dwa prychnięcia. Jedno należało do znudzonego Luhana, który miał już po dziurki w nosie obietnic wierności. Drugie natomiast wyrwało się z ust księcia.

- Całym szacunkiem, ale to on mnie uratował od rychłej śmierci z ręki dwóch barbarzyńców. Ciebie wtedy nie było. Dlaczego miałbym ci zaufać, jeśli nawet nie potrafisz mnie upilnować? - zapytał zirytowany. - Każ swoim ludziom sprowadzić konie – powiedział jeszcze raz, tym razem tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Kris dał znać straży, która stała kilka metrów dalej, aby spełnili prośbę księcia. Prawdopodobnie nie zdawali sobie sprawy z niebezpieczeństwa jakim może być gość w zamku. Tylko wysoko postawieni, bogaci ludzie znali sekrety tego świata. Nawet Sehun żyje w nieświadomości.

Nie minęło wiele czasu, gdy do księcia i Luhana dotarły dwa konie. Były naprawdę ładne i potężne. Sehun wybrał czarną klacz z białymi plamkami w pobliżu oczu. Luhanowi trafił się szary ogier z czarną grzywą. Nie posiadał on żadnych znaków szczególnych, ale niespotykana w tych regionach siwa maść wyróżniała konia.

- Książę, pomogę ci dosiąść Kary – zaproponowała podwładna Krisa, gdy Sehun próbował wejść na siodło.

- Nie trzeba Hayley, poradzę soo.. - przerwał w połowie, kiedy silne ramiona bez problemu go podniosły i mógł spokojnie usadowić się w siodle. - .. sobie sam – skończył, posyłając wymowne spojrzenie Luhanowi, który bez niczyjej zgody postanowił mu pomóc. - Dziękuję.

I tak popędzili w stronę małego zamku na wzgórzu, zupełnie nie zdwajając sobie sprawy, że ktoś ich obserwuje. Na szczęście w cieniu starych kamieniczek ukrywał się Tao, który w ułamku sekundy zneutralizował zagrożenie.
Lecz czy na pewno nie było ich więcej?

A/N; Ja nie wiem w ogóle czy ktoś to czyta. Mimo wszystko wstawiam ten rozdział, choć nam wrażenie, iż to zupełnie niepotrzebne. Mam nadzieję,że to ff da się polubić, pozdrawiam ;)

czwartek, 4 sierpnia 2016

Do you wanna play a game? - Intrygi matek w świetle ognia


A/N: Nie nazwałabym tego rozdziałem... To po prostu taki dodatek. 
W każdym razie - miłego czytania bądź czekania <3



Za oknem było już całkiem ciemno. Ogień buchający w kominku, który stał w rogu rozświetlał częściowo pokój. Na kanapie siedziały dwie kobiety. Rozmawiały, trzymając w drobnych i zadbanych dłoniach kubki z gorącą czekoladą. Ciemne włosy opadły na policzek jednej z nich. W tym świetle nie było zbyt wiele widać, jednak zdarta skóra odznaczała się na nieskazitelnym ciele. Opis ten pasował jedynie do mamy Sehuna. Trzęsącymi się rękoma trzymała naczynie pełne gorącego napoju. Druga kobieta, będąca jej kompletnym przeciwieństwem ujęła jej dłonie, pokazując przy tym wsparcie. Dokładnie zaczesane do tyłu, złoto-brązowe włosy. Czerwona szminka podkreślająca pełne usta. Ciemny makijaż. Bez wątpienia tą osobą była pani Kang. Ten widok mógł wydawać się nierealny. Zimna dama, której szczęście dziecka zupełnie nie obchodzi, przybrała maskę troskliwej i ciepłej. Jednak czy maska ta ukazuje jej prawdziwą duszę, czy jest tylko kolejnym jej wcieleniem? Odpowiedź nigdy nie będzie oczywista, zwłaszcza iż ta kobieta ma swój cel.

- Jaehee, jesteś pewna czy ten plan jest dobry? - zapytała niepewnie czarnowłosa, spuszczając wzrok na kubek parującego napoju.

- W przeciwnym razie nie zawracałabym ci teraz głowy - westchnęła. - Wiem, że to dla ciebie trudny okres. Twój mąż... - urwała, widząc wzdrygnięcie swojej przyjaciółki. - Po prostu uważam, że nasze dzieci powinny być razem.

- Nie sądzę, że Sehun byłby odpowiednim mężem dla Luhana, Jae. Oczywiście, mój syn jest dobry, nigdy nie sprawiał mi problemów, jednak.. je..dna.. - nagły potok łez nie pozwalał jej skończyć zdania, dławiła się nimi. - On.. on nie miał dobrych wzorców. Na-nawet nie wyobrażam sobie co musiał przeżywać, co czuł, gdy jako dziecko został zdradzony przez własną rodzinę. W domu, który miał zapewnić mu bezpieczeństwo zostało mu wszystko odebrane... - Kobieta zrobiła krótką przerwę na wytarcie łez. -Ja, ja nie zasługuję na bycie jego matką, nie mam prawa za niego decydować - mówiła, zakrywając swoją twarz, zalaną łzami.

- Moja kochana, czasu nie da się cofnąć. Nadal jesteś jego kochaną matką, za którą odda wszystko. To co zrobił twój mąż... - westchnęła - nie mogłaś nic zrobić. On jest od ciebie silniejszy, zawsze był. Manipulował innymi ludźmi, szedł do celu po trupach. To zrobiły z nim długi, lecz ty go kochałaś, a miłość jest ślepa - tłumaczyła, głaszcząc swoją przyjaciółkę po głowie. - Może nie jestem odpowiednią osobą, żeby to mówić. W swoim życiu wiele zrobiłam, jednak niczego nie żałuję. Wiem, że to jest najodpowiedniejsze. Ufam też, że podejmiesz słuszną decyzję. Ten ślub może rozwiązać wszelkie problemy.

- Może też je stworzyć - wtrąciła się pani Oh. - To nie są stare czasy. Nie potrafię.. nie, to złe słowo. Nie mogę dopuścić do powtarzania błędów z przeszłości. Zrozum Jaehee, oni też mają uczucia. Nie udawaj, że tego nie widzisz. Znam cię już od dawna i wiem jak traktujesz swojego syna. Nie widzisz jak bardzo go krzywdzisz? - zapytała, patrząc wprost w brązowe, a zarazem puste oczy.

- Robię to, aby stał się silniejszy - rzekła, pewna swych słów.

- Przecież są na to lepsze sposoby! Na miłość Boską, przestań traktować Luhana, jakby nie był twoim synem.

- Może i istnieją inne sposoby, jednak ja nie zmienię swojego zdania. Poza tym...-przerwała na moment - nie uważasz, że to sprawia, iż są sobie bliżsi?

- Sądzę, że to za wcześnie. Dajesz im zdecydowanie za mało czasu - stwierdziła, wstając z kanapy. Podeszła do okna i spuściła rolety. - Widzisz, ich dzieli taka tkanina - pogładziła materiał zasłaniający szybę. Można pomyśleć, iż łatwo się jej pozbyć, ale trudno to zrobić bez sznurka. Nawet jeśli go znajdą to nie zagwarantuje, że się całkiem zjednoczą.

Kobieta, która do tej pory siedziała na kanapie postanowiła podejść do swojej przyjaciółki. Gdy wstała poprawiła swoją podwiniętą, tiulową bluzkę i wyprostowała czarną spódnicę. Uprzednio odkładając kubek z gorącą czekoladą na mały, dębowy stolik.

- Możemy im pomóc - odezwała się tuż za plecami mamy Sehuna.

- Jak chcesz im pomóc? Nie możemy ingerować w ich związek - westchnęła, spisując pomysł swojej przyjaciółki na straty, zanim ta zdążyła się nim podzielić.

- Nie rozumiem o co ci chodzi, kochana. Ja tylko chciałam zjeść rodzinny obiad z moją przyjaciółką i jej synem - oznajmiła, uśmiechając się lekko. Z tym, że to nie był zwyczajny uśmiech. Był taki jak osoba, do której należał - przebiegły i wyrachowany. Kobieta zajmująca się wcześniej roletami, odwróciła się nagle, z miną mówiącą "Moja przyjaciółka jest geniuszem".

środa, 3 sierpnia 2016

Photograph

A/N: Uwaga, pisane na telefonie.



Miniaturka? A może nawet mniej ;-;  ma raptem 650słów
SeBaek

Od dziecka interesuję się fotografią. Inspiruje mnie dosłownie wszystko. Ludzie, których mijam na ulicy, drzewa szumiące w parku i delikatne fale na tafli wody, są one moim bodźcem do stworzenia niesamowitych ujęć.

W dniu moich osiemnastych urodzin otrzymałem od mojego chłopaka, a właściwie narzeczonego - Sehuna upragniony polaroid. Nie posiadałem się ze szczęścia, kiedy go ujrzałem, otworzywszy pudełko. Rzuciłem się w ramiona chłopaka i wycałowałem po całej twarzy. Nie mogłem się doczekać, aż wypróbuję aparat, a pierwsze co przyszło mi do głowy, to sfotografowanie mojego ukochanego. Efekt, jaki ujrzałem powalił mnie z nóg.

Sehun był bardzo przystojnym chłopakiem. Mimo swoich dwudziestu czterech lat wyglądał dużo młodziej. Miał gęste, brązowe włosy i oczy tego samego koloru. Zdjęcie idealnie oddało jego gładką skórę, którą w dzieciństwie, podczas wspólnej zabawy smarowałem kremami mamy.
Postanowiłem od razu przyczepić fotografię na korkową tablice w moim pokoju. Gdy emocje minęły, przypomniałem sobie, że zostawiłem gości samych, więc niezwłocznie opuściłem swój pokój i wraz z narzeczonym dołączyliśmy do nich.

Kiedy weszliśmy do pokoju Sehun pochwalił się, iż dostał propozycję pracy w Ameryce, która była nie do odrzucenia. Z jednej strony ucieszyłem się, że jego marzenia odnośnie pobytu w USA się spełnią, zaś z drugiej wiedziałem, iż będę za nim tęsknił.

Tydzień później, gdy wracałem ze szkoły, minąłem sklep RTV. Telewizory na wystawie przedstawiały relacje dziennikarza z wypadku samolotowego. Zamarłem, gdy dowiedziałem się, że to był ten sam samolot, którym miał lecieć mój chłopak. Natychmiast wyjąłem swoją komórkę i wybrałem numer do moich rodziców. Miałem nadzieję, że wiedzą o całym tym zajściu i powiedzą, iż Sehun siedzi teraz przy nich i śmieje się ze swoich żartów. Niestety nikt nie odebrał telefonu. Mimo paraliżującego mnie strachu na myśl, że już nigdy nie zobaczę swojego narzeczonego, ruszyłem pędem do swojego domu. Nie zważałem na przechodniów, których potrącałem po drodze. Po prostu chciałem porozmawiać z rodzicami. Kiedy w końcu dotarłem na miejsce, widok jaki ujrzałem utrzymał mnie w moich podejrzeniach.

Tata siedział na kanapie, wpatrując się w pustą przestrzeń, a mama miała całe czerwone oczy od morza wylanych łez. Poczułem jak moje serce zastygło na ułamek sekundy. Wszystko co odrzucałem okazało się prawdą. Bez słowa minąłem rodziców i zamknąłem się w swoim pokoju.

Czułem jak łzy napływają mi do oczu, a ręce drżą. Nogi miałem jak z waty, więc ledwie co doszedłem do łóżka, a już straciłem nad nimi panowanie. Nie miałem siły wstać, po prostu siedziałem na chłodnej podłodze, myśląc o Sehunie. Mój szloch roznosił się po całym pomieszczeniu i odbijał się echem od prawie pustych ścian. Nagle usłyszałem znajomy mi głos. Pomyślałem, że oszalałem, bo w moim pokoju nikogo nie było. Zignorowałem go i dalej pogrążałem się w myślach. Osłupiałem ze zdziwienia, gdy ponownie w pomieszczeniu rozbrzmiał ten sam dźwięk.

- Nie płacz mały. - Głos próbował mnie uciszyć, co doprowadziło do jeszcze większego niepokoju w moim sercu.

- Kto tu jest? - zapytałem ochrypłym głosem.

- Podejdź do biurka Baekhyun. - polecił, a ja grzecznie przy nim usiadłem.

Zaraz, gdy to zrobiłem, mój wzrok przeniósł się na zdjęcie narzeczonego, które wisiało na ścianie. Przez chwile wydawało mi się, że obraz w nim poruszał się. Przetarłem załzawione oczy i uważnie przyjrzałem się twarzy. Sehun posyłał mi ciepły uśmiech, który zawsze widniał na jego twarzy, gdy byłem smutny. Po chwili uśmiechniętą twarz zastąpiła smutna mina.

- Wiem, że jest ci ciężko, ale pamiętaj, zawsze będę przy tobie. - Zdjęcie, jakby zaczarowane, przekazywało mi wiadomość, którą tak bardzo pragnąłem usłyszeć.




Od tamtej pory rozmawiałem z nim codziennie. Gdy opowiadałem swoje śmieszne historie, chłopak uśmiechał się. Kiedy dzieliłem się z nim problemami, udzielał mi rad. Kochałem z nim rozmawiać. Cieszyłem się, że mam fotografię, z którą mogę kroczyć przez życie.

Gdy rodzice posłali mnie do psychologa uparcie mu tłumaczyłem, że mój Sehun naprawdę tu jest, rusza się i rozbawia mnie. Nie dałem sobie wmówić, że to zwykła iluzja. To działo się naprawdę, a ja nie jestem wariatem.





A/N: Nadal nie jestem przekonana do SeBaeków mimo, iż Seiki twierdzi, że są genialne. No ale cóż, nuda i sprawny telefon wystarczy, aby powstało to... to coś ;-; idk

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

World of wonders - rozdział 1

Pairing główny: HunHan
Pairing poboczny: Taekai, Taoris
Gatunek: angst, fantasy




To kolejny trudny rok, który przyniósł marne plony. Wszyscy ciężko pracują, aby związać koniec z końcem. Poddani coraz częściej skarzą się na bandytów, którzy napadają ich powozy, doszczętnie plądrują i je podpalają, zostawiając półżywych właścicieli na pastwę losu. To czas, w którym wkracza straż królewska...

Czarna strzała, która musnęła skórę Jongina, żeby potem wbić się w dąb za nim, przykuła uwagę wszystkich. Mężczyzna odskoczył w bok. Jednak zahaczył swoją peleryną o krzew róży, rozrywając ją. W ułamku sekundy posłał porozumiewawcze spojrzenie do swojego partnera i potwierdził swoje przypuszczenia.  

- To jest napad! Szybko zabierzcie stąd księcia, to jest niebezpieczne! - krzyczał wysoki blondyn z roztrzepanymi włosami. Widać było jak całe jego ciało spięło się. Dobył swojego miecza i zaczął się wycofywać, dając znak Jonginowi, aby też to zrobił. 

- Taeminie, nie jestem już małym dzieckiem, które nie potrafi o siebie zadbać - oznajmił młody chłopak, wysiadając z powozu. Wyglądał na góra osiemnaście lat. Jego brązowe oczy dokładnie ilustrowały otoczenie, analizując sytuację. Uszy przypominające te u elfa przysłuchiwały się wszystkiemu dookoła. Drobne ciało pokryte czarną zbroją hamowane było przez jeden dodatek, którego nigdy nie chciał. Odpiął swą królewską pelerynę, która krępowała jego ruchy i dobył swojej katany.

- Książę, co ty wyczyniasz? - oburzył się Jongin, próbując się do niego zbliżyć i bronić za wszelką cenie, jednak różany krzew nadal nie dawał mu odejść.

Nim pozostali doczekali się odpowiedzi królewicza, kolejna strzała mknęła w stronę powozu. Tym razem celowano w księcia. Ten bez słowa obniżył swą sylwetkę i gwałtownym, ale eleganckim ruchem przeciął strzałę na równe połówki. Stało się to w takim tempie, że można było jedynie dostrzec jak różowa grzywka następcy tronu ponowie opada na jego czoło.

- Ktokolwiek zaplanował ten bunt - zaczął chłopak. Jego ton idealnie pasował do rodziny królewskiej. Był władczy i ostry, ale też głęboki z nutką ciepła. - Nie może liczyć na łaskę z mojej strony. Jeśli tylko znajdziemy sprawców, a uwierzcie mi że to wkrótce nastąpi, będziecie mogli spodziewać się natychmiastowej śmierci. Jednakże! Dam wam wybór. Albo natychmiast się wycofacie i wrócicie do swoich rodzin, albo już nigdy ich nie zobaczycie - skończył, dając znać swoim wiernym sługom i jedynym przyjaciołom, żeby stali w gotowości.

Królewicz ostrożnie odwrócił się na pięcie i zrobił krok w stronę powozu. Jak na zawołanie wystrzelono kolejną strzałę. Różowowłosy spodziewając się kolejnego ataku, po raz drugi ją przeciął. Zaśmiał się perliście i spojrzał w oczy atakującego. Doskonale wiedział gdzie się znajdował, ponieważ uważnie przeanalizował trajektorię lotu. Zdziwiony terrorysta, dostrzegając przenikliwe spojrzenie księcia, poczuł skruchę i skulił się pod wpływem przytłaczającej go siły.

- Jongin, Taemin! Pozbądźcie się ich - rozkazał, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. To nie tak, że był przesiąknięty złem, a zabijanie sprawiało mu przyjemność. Po prostu był zadowolony, iż kolejny raz pokazał znaczącą różnicę pomiędzy strażnikami ludzi, a marnymi, barbarzyńskimi mieszańcami z ciemnej strony. Tym bardziej, że gardził tymi prymitywnymi istotami. Posiadanie ogromnej mocy, zwiększonej odporności i zwinności jest daremne, jeśli nie potrafi się tego dobrze wykorzystać.

Królestwo, które rządzi najróżniejszymi istotami jest jak więzienie. Tak naprawdę rodzina królewska jest niczym poza strażnikami, a mieszkańcy są więźniami. Jak w każdym zakładzie karnym wybuchają bunty, a strażnicy muszą się ich pozbywać. Czy to ma jakikolwiek sens? Tym istotom nigdy nie przyjdzie do głowy poddanie się. Pragną oni całego świata, pragną przejąć królestwo ludzi. Strażnicy tylko ich spowalniają lecz wcale nie jest powiedziane, że zawsze dobrze wykonują swoją robotę.

Co jakiś czas musi interweniować ktoś z błękitną krwią. Gdy inni zawodzą, wzywają rodzinę królewską, która musi naprawić cały bałagan. Jednak księciu się to nie podobało. Zawsze uważał, że panujące tu zasady są po prostu śmieszne. Chronić ludzi? Skoro są tak słabi i delikatni jest sens na siłę podtrzymywać ich istnienie? Poza tym żyją o wiele której. Gdy któryś z nich obchodzi setne urodziny inni traktują to jako cud. Sam książę ma już sto osiemdziesiąt lat. Jego tata niedawno skończył czterysta lat, a młodsze rodzeństwo miało po sto pięćdziesiąt. To po prostu śmieszne. Niedługo, bo w swoje dwusetne urodziny książę przejmie tron po swoim ojcu i będzie musiał nadal pilnować tych porcelanowych laleczek, jakimi są ludzie.

Jednak czy będąc królem, nie może zmienić panujących praw?

***

Sala tronowa budziła w każdym podziw. Majestatyczne rzeźby przedstawiające poprzednich władców były idealnym dodatkiem, podkreślającym charakter tego pomieszczenia. Wielkie okna osadzone w piaskowym marmurze, przepuszczały masę światła padającego na podłogę. Czerwony dywan prowadził wprost do tronu wykonanego z kości i łusek ognistych smoków. Jego twardość była wręcz bolesna, dlatego król zawsze siedział na czerwonej poduszce splecionej z włókien kwiatów ruki. 

Królewicz wraz ze swoimi sługami, Taeminem i Jonginem zostali wezwani, aby przedstawić raport królowi. Dziedzic szedł pewnym krokiem, prowadząc za sobą przygaszonych i potulnych mężczyzn. Gdy znajdowali się odpowiednio blisko tronu książę się zatrzymał i przyklęknął na jedno kolano.

- Twój wierny syn, pierwszy książę Luhanne przybył, mój panie - oznajmił pochylając swą głowę.

- Synu powstań - rozkazał król, swym ciepłym głosem. - Wezwałem tu ciebie i twoich wojowników, ponieważ się martwiłem - oznajmił i wziął głęboki oddech. - Martwię się również o naszą przyszłość. Nasi poddani coraz częściej wszczynają bunty i są coraz mniej posłuszni. Mój przyjaciel, król ludzi również ma obawy. - Książę wzdrygnął się o wzmiance o ludziach, jednak próbował tego nie okazywać i dalej słuchał ojca. - Proszę cię jedynie, abyś uważał.

- Ojcze, wiesz że dam sobie radę. W moich żyłach płynie błękitna krew, przodkami naszego rodu były anioły i demony. Żaden barbarzyńca nie jest w stanie mnie pokonać - oznajmił dumnie.

- Pamiętaj, że twoja matka zginęła z rąk tych barbarzyńców - Król uniósł swój głos, wstając z tronu. - Możesz tego nie pamiętać, byłeś małym chłopcem i miałeś zaledwie dziesięć lat, jednak takie są fakty - podszedł do swojego syna i położył dłoń na jego ramieniu. - Liczę, że w przyszłości będziesz lepszym królem ode mnie i zapobiegniesz wojnie między tymi dwoma światami - powiedział dużo łagodniej, roztrzepując włosy swojego syna, w czułym geście. - Możecie się już udać do swoich komnat - oznajmił i odwracając się na pięcie udał się na swój tron.

- Żegnaj ojcze - rzekł słabo Luhanne i nie czekając na swoich towarzyszy udał się szybkim krokiem do swojego pokoju.

*

Gdy książę wszedł do swojej komnaty, panował tam mrok. Potężne zasłony zasłaniały wielkie okna, lecz po ich rozsunięciu nadal było ciemno. Chłopak postanowił zapalić pochodnię dającą najwięcej światła, ale nigdzie nie mógł znaleźć źródła ognia. Postanowił więc udać się do składziku w pokoju służby, gdzie zamiast gustownych świeczników wisiały stare pochodnie.

Wyszedł ze swojej komnaty kierując się długim korytarzem. Po drodze mijał służbę, która oddawała mu pokłony, jakby był jedynym panem tego świata. Nim się spostrzegł był już pod solidnymi, drewnianymi drzwiami do pokoju zamieszkałym przez sługi. Popchnął je i wszedł do środka, lecz ku jego z dziwieniu nie było nikogo w pomieszczeniu. Ciesząc się z faktu, że nikt go tu nie zauważy, ruszył w stronę lichych drzwiczek, prowadzących do magazynku. Przekroczył je, a jego oczom ukazały się zapalone pochodnie. Szczęśliwy wziął jedną do ręki i kiedy już miał wychodzić, usłyszał głos swoich przyjaciół. 

- Król nie powinien wspominać o jego matce - powiedział Jongin, książę doskonale znał jego głos. Postanowił delikatnie rozchylić drzwi, żeby mieć lepszy dostęp do informacji, jakie go interesowały.

- Racja, poza tym to porównanie nie miało sensu, przecież książę nie jest jaki, jak jego matka - zgodził się Taemin. Stał oparty o drewniany stół, trzymając w swojej prawej dłoni czerwone jabłko. 

- Lu w połowie przejął królewską moc, nie powinien mu nikt zagrozić. W końcu jest pierwszym synem. Jego limit krwi przewyższa nawet te, które ma jego rodzeństwo - stwierdził brunet, stojąc naprzeciwko swojego towarzysza. 

- Co racja to racja, jednak obawiam się o przyszłe pokolenia. Nie wydaje mi się, żeby pierworodny był w stanie przekazać tą moc swoim dzieciom - rzekł smutno Taemin, odgryzając kawałek jabłka.

- A co jeśli postarałby się o dzieci z księżniczką Heajung? - zapytał Jongin, ale książę nie mógł dalej słuchać tych herezji. Popchnął drzwiczki magazynu i oparł się o ich futrynę. Zaskoczona i zarazem przerażona służba natychmiast ucichła.

- Wytłumaczcie mi o co tu chodzi! - rozkazał, zdenerwowany.

- No bo widzisz, księże... to nie ta... - jąkał się Taemin. Stanął wyprostowany niczym struna, obok swojego przyjaciela i głowił się co powinien powiedzieć następcy tronu.

- Nie ma sensu tego przed nim ukrywać - stwierdził Jongin. - Książę, wiem że to może być dla ciebie ogromny szok, ale z czasem sam byś to odkrył - westchnął, robiąc krok naprzód. - Twoja matka była człowiekiem.

Niedowierzanie. Pustka. Ciemność. 

Książę usiadł na podłodze, podciągając do siebie swoje nogi. - To nie mogła być prawda. Przecież nie był słaby. Miał ogromną moc. To kłamstwa. Tak, to kłamstwa - powtarzał w myślach niczym mantrę. 

- Uwierz nam - nakazał Taemin, jednak do różowowłosego nic nie docierało. Po kilkunastu minutach walki z samym sobą książę wstał, a jego słowa zdziwiły wojowników.

- Zawołajcie maga, niech zmieni mój wygląd - rozkazał surowym głosem. 

- Dlaczego? Sam możesz to zrobić - zdziwili się oboje, patrząc podejrzliwie na swojego pana. Na ich synchronizacje książę uśmiechnął się blado i pokręcił głową.

- To nie wystarczy - tłumaczył. Podniósł dumnie głowę, prostując się. Jego postawa emanowała władczą aurą. Patrząc na to wojownicy utwierdzali się w przekonaniu, że ich przyjaciel będzie wspaniałym władcą. Nie mogli się już doczekać dnia, w którym ujrzą go na tronie. -  Wybieram się do świata ludzi.

World of wonders - prolog/opis

A/N: To ff na pewno skończę, bo je lubię ;-;
Pairing główny: HunHan
Pairing poboczny: Taekai, Taoris
Gatunek: angst, fantasy



    Legendy i mity krążą po świecie, jednak niewiele ludów zdaje sobie sprawę, że są prawdziwe. Wszystkie baśnie, które matki czytały swoim dzieciom opierały się na faktach, a planeta Ziemia jest jednym z tysięcy magicznych uniwersów, które niesamowicie się od siebie różnią. Jednak Ziemia z nich wszystkich jest najciekawsza. Nieświadomi ludzie żyją wśród magicznych istot, co samo w sobie jest wyjątkowe i niesłychane. Jeśli legendy są prawdziwe, to śmiertelnicy byliby w niebezpieczeństwie, aczkolwiek mechanizm tego świata jest zdecydowanie bardziej skomplikowany. Magiczne stworzenia mają zakaz zbliżania się do rasy ludzkiej, jednak jeśli któreś z nich postanowiłoby złamać tą podstawową zasadę interweniuje rodzina królewska... rodzina rządząca nadnaturalnym światem.

   Na jej barkach ciążyło wiele obowiązków, prawdopodobnie zbyt wiele. Dlatego najstarszy syn, Luhanne, pierwszy książę tego imienia po prostu uciekł. Z dnia na dzień zniknął z zamku, a słuch o nim zaginął. Wywieszono za nim listy i wyznaczono wysoką nagrodę. Wielu śmiałków zaoferowało swoją pomoc w szukaniu przyszłego króla, jednak ten nie chciał być odnaleziony i dokładnie wiedział jak zostać niezauważonym. Tym samym złamał prawo, które sam egzekwował, wkraczając do królestwa ludzi.

niedziela, 10 lipca 2016

Do you wanna play a game? - rozdział 8

A/N: Na wstępie pragnę poinformować, że to rozdział testowy.Chciałam zobaczyć jak się przyjmie i czy jest większy sens brnąc w to ff dalej. W końcu dawno mnie tu nie było, a w moim sposobie pisania mogło się coś zmienić, co spowoduje, że to opowiadanie straci na wartości(?) Tak czy siak, przepraszam was ;-;

 W końcu dawno mnie tu nie było, a w moim sposobie pisania mogło się coś zmienić, co spowoduje, że to opowiadanie straci na wartości(?) Tak czy siak, przepraszam was ;-;



Drobny chłopak spał w objęciach Sehuna. W tej chwili czarnowłosy mógł spokojnie się przyglądać swojemu klerykowi. Białe pasma włosów zasłaniały jego cudowne oczy, które chwile wcześniej były pełne lęku. Teraz jego twarz wyrażała spokój, tak jakby całkowicie zaufał swojemu obrońcy. Widok Luhana przyprawiał go o ból serca. Pogładził jego jego włosy, odgarniając grzywkę, która bezczelnie zasłaniała mu widok. Był zły na siebie za to, że kiedykolwiek go skrzywdził. Jednak to były tylko impulsy, prawda? Każdy byłby w szoku, gdy dowiedziałby się, że osoba, na której ci zależy jest twoim narzeczonym z przymusu. Jest osobą, którą musisz wykorzystać. Sehunowi wydawało się, że Luhan nienawidząc go poradzi sobie z tym wszystkim lepiej. W końcu nie można mieszać biznesu z miłością,bo to nigdy nie ma dobrego zakończenia. Jednak teraz,mając białowłosego w swych objęciach student nie może odpędzić z głowy wizji, w której są razem szczęśliwi. Wyobrażając sobie wspólną przyszłość chłopak zasnął, nadal trzymając mniejszego w szczelnym uścisku.



Wskazówki zegara z każdą sekundą wydawały charakterystyczny dla siebie dźwięk. Ciągle taki sam,stale wystukiwały ten sam rytm. Jednak teraz Luhan nie mógł się z nim zgrać, jego serce zmieniło swoje tempo. Im dłużej leżał,rozmyślając na ten temat, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nie tylko jego serce nie może nadążyć za cichym szelestem zegara. Jednak ciało było unieruchomione. Nie mógł spokojnie rozejrzeć się po swoim pokoju, a bodziec, że ktoś otula jego ramiona dotarł do niego o wiele później. Odchylił swoją głowę do tyłu o tyle, o ile pozawalała na to osoba za nim. Gdy ujrzał Sehuna nie potrafił ukryć zdziwienia. Chłopak spał w najlepsze, obejmując jego ciało. Głowa czarnowłosego była odchylona na oparcie kanapy, a lekko otwarte usta wydawały ciche pomruki. Wszystko wydawało się takie urocze. Student, który wcześniej nie chciał mieć z Luhanem nic wspólnego spał teraz jak dziecko, nie myśląc o puszczeniu swojego nowego pluszaka. Jednak tak idealny i słodki widok mógł być tylko w dramach. Życie każdego z nas jest pokryte skazami. Lu dostrzegł na szyi śpiącego coś bardzo niepokojącego. Dwie podłużne blizny, które powstały na skutek jakiś głębokich ran niszczyły całą perfekcję Sehuna,a raczej jego ciała. W tej chwili białowłosy miał ochotę pogładzić jego skórę, mając nadzieję, że coś to zmieni.Chciał, aby skazy zniknęły. Jednak powstrzymał się. Jego mózg, jakby otrzeźwiał po drzemce i zaczął przetwarzać informację.

Jak najszybciej odskoczył od Sehuna,który pod wpływem szybkiego zrywu Luhana obudził się. Przetarł zaspane oczy i spojrzał wprost na zawstydzonego chłopaka.

- Coś się stało?– zapytał zachrypłym głosem, nie odrywając wzroku od niebieskich oczu.

- Naprawdę masz czelność pytać mnie czy coś się stało? - odpowiedział pytaniem na pytanie, zbulwersowany. - Oczywiście, że się stało! Dlaczego budząc się,muszę widzieć twoją twarz, a na dodatek przyczepiłeś się do mnie jak rzep psiego ogona! - słuchając zirytowanego Luhana, Sehun podniósł się do pozycji siedzącej i położył swoją głowę na oparciu kanapy, wzdychając.

- Wiesz, jesteś strasznie zmienny, Lu - zaakcentował ostatnie słowo.- Jakiś czas temu prosiłeś mnie, abym z tobą został, a teraz masz o to wyrzuty sumienia? Nie ja kazałem ci zasypiać i nie umawiałem się z podejrzanymi typkami. Rozumiem w jakiej sytuacji się znalazłeś. Wiem co czujesz i współczuję ci. Natomiast nie jesteś świadomy tego w jakich stosunkach jesteśmy i nie wiesz w jakich stosunkach chciałbym z tobą być. - Luhan wsłuchiwał się w słowa, które były dla niego niezrozumiane. Wydawało mu się, że między nimi jest ściana,która zniekształca wszelkie dźwięki.

- Nie jesteśmy w żadnych stosunkach inie obchodzi mnie co ty byś chciał! - wybuchnął. - Wiesz co czuję?! Nie, nie wiesz tego! Skąd mógłbyś wiedzieć jak to jest,gdy osoba, której kiedyś ufałeś posuwa się do takich czynów?Jak wpija się w twoje usta, a ty nie masz siły, aby odepchnąć ją od siebie? Moment kiedy czujesz jej gorący, ohydny oddech na szyi i słyszysz znienawidzony już głos, szepczący do twojego ucha: „Opierasz się, więc będzie boleć". Nie masz zielonego pojęcia jakie uczucia ci przy tym towarzyszą. W końcu jesteś Oh Sehunem! Studentem z najlepszymi ocenami. Masz świetlaną przyszłość.Normalnych rodziców i mnóstwo przyjaciół! - monolog przerwał histeryczny śmiech Sehuna.- Dlaczego się śmiejesz? Czy to zabawne?

-Tak! To jest cholernie zabawne! - Chłopak wstał z kanapy i zdjął swoją bluzkę. Luhan oniemiały przyglądał się poczynaniom wyższego, do czasu aż zobaczył więcej blizn, nie tylko na szyi. - Co masz na myśli mówiąc „normalni rodzice"? A co z masą przyjaciół? Uwierz Luhan, chciałbym ich poznać. Wiesz, nie sądziłem jednak, że jesteś aż tak płytką osobą. Myślisz, że tylko ty masz problemy? Uważasz, że uczę się, bo to lubię? Nic o mnie nie wiesz, NIC! - wypowiadając te słowa, Sehun ostatni raz spojrzał w oczy Luhana, z których nie potrafił nic wyczytać. Następnie założył t-shirt i w ciszy udał się do wyjścia. Natomiast białowłosy osunął się po ścianie na podłogę, mając kompletny mętlik w głowie.





A/N: Wiem, że krótki i dramatyczny?? Jednak tak jak pisałam na wstępie, chcę sprawdzić jak się to przyjmie ;-;

wtorek, 21 czerwca 2016

Wiesz, że cię lubię... - rozdział 5



A/N: Dawno nie dodawałam żadnego rozdziału, więc tu jest małe przypomnienie:


Wsiadłem do pierwszego autobusu, który kursował w pobliżu mojego domu. Nadal byłem zawstydzony swoim zachowaniem. W takich chwilach uświadamiałem sobie, że jestem kompletnym przegrywem. O ile wcześniej miałem jakiekolwiek szanse na chociażby zaprzyjaźnienie się z Oh Sehunem, tak teraz może mnie wyśmiać wraz ze swoim, równie przystojnym przyjacielem.
Siedząc w prawie pustym pojeździe miałem ogromną chęć na wygadanie się. Potrzebowałem spuścić z siebie powietrze i móc swobodnie oddychać. Niestety w autobusie miałem do dyspozycji śmierdzącego żula, który odpływał na siedzeniu, ledwo utrzymując równowagę. Drugą osobą była przemiła, pomarszczona staruszka, ale co ona może wiedzieć o życiu? Pewnie chajtnęła się z dwa razy starszym, bogatym facetem, który teraz leży w grobie i przygląda się zza światów swojej "młodziutkiej żonce". Na dodatek pewnie jest głęboko wierząca i wysłała by mnie do księdza Alferda, który naprawiłby mnie i pozbył się grzesznej duszy. Pewnie zrobiłby to w swojej sypialni... okej, trochę się zapędziłem. Wychodzi na to, że muszę napisać do Tao. Chyba nie jestem gotowy na ponowne wyśmianie mnie, ale nie potrafię ciągle siedzieć bezradnie, oglądając przez szybę mijane bloki, w których ludzie mieli normalne problemy. 

Wyjąłem więc swój ledwo działający telefon i wybrałem numer do mojego ukochanego przyjaciela.
Do: Szczerbata panda 
Ejj, chyba mam kolejny problem ze swoją konsystencją ;-;
Od: Szczerbata panda
Luhan, o czym ty znowu pierdolisz? Chyba chodziło ci o egzystencję?? Obejrzyj sobie jakąś bajkę albo przeczytaj te swoje opowiadania i ci przejdzie ;)
Do: Szczerbata panda 
Autokorekta... chyba. A ty mnie nie rozumiesz ;-; Nikt mnie nie rozumie, już chyba mogłem iść do sypialni tego księdza...
Połączenie od Szczerbata panda
Odbierz / Odrzuć 
Do: Szczerbata panda 
Jadę autobusem, nie będę teraz o tym z tobą rozmawiać ;-; 
Od: Szczerbata panda 
Boże, Luhan tylko proszę cię - pamiętaj, że życie to nie fanfiction! Strata dziewictwa z księdzem nie jest niczym normalnym, więc nawet o tym nie wspominaj! Jasne?
Do: Szczerbata panda
PRZECIEŻ NIE WSPOMINAŁEM NIC O STRACIE DZIEWICTWA! Nie rozumiesz mojego bólu... POZA TYM wolałbym Sehuna wiążącego mnie do ramy łóżka niż księdza Alfreda!
Od: Szczerbata panda
... skąd ty w ogóle wytrzasnąłeś księdza Alfreda? Czy aby czasem wyobraźnia cię nie ponosi??
No i co ważniejsze! Jeśli Sehun to ten chłopak, który podziwiał twój tyłek w kinie, to ja też bym go wolał. I nie obraź się, ale ma lepsze widoki od ciebie ;D
Do: Szczerbata panda
JESZCZE BĘDZIESZ CZEGOŚ ODE MNIE CHCIAŁ! Idę umierać w samotności, bo mój PRZYJACIEL woli mnie dobijać niż radzić!
Od: Szczerbata panda
Co miałbym ci radzić, skoro nie napisałeś nawet o co chodzi? 
To akurat fakt. Chyba za dużo oczekuję od tej bezmózgiej pokraki, przecież on nigdy nie wykształci telepatii w czymś, czego nie posiada. Nie będę tego teraz roztrząsał, zadzwonię do Tao jak wrócę do domu. O ile dobrze się orientuję to na następnym przystanku muszę wysiąść, no chyba że zachciałby mi się iść przez dwadzieścia minut w egipskich ciemnościach... lepiej będę się pilnował.
Gdy autobus się zatrzymał natychmiast zebrałem swoje rzeczy i wyszedłem z pojazdu. Od razu dopadła mnie cisza, którą od czasu do czasu przerywało wycie psa. Ciemność, która zewsząd mnie otaczała nie ułatwiała sprawy, więc próbując nie myśleć o potworach, chcących porwać i zjeść biednego Luhana, ruszyłem biegiem po nieoświetlonym chodniku w stronę domu. Na szczęście nie mieszkałem daleko, więc złe stwory nie zdążyły mnie złapać.
Wchodząc do pokoju od razu włączyłem laptopa. O ile mi wiadomo, to powinni już dodać chińskie tłumaczenie mojego ulubionego anime z tego sezonu. Przy okazji włączyłem swojego facebooka i twittera... przecież to podstawa funkcjonowania w tym świecie.
Na twitterze nie działo się nic niezwykłego, po prostu kolejna drama z jakąś lasią, wkręcającą ludzi w internecie. No proszę was, jak można być tak łatwowiernym i wierzyć w jednorożce na tęczy? Nie no, zapomniałem, że Lay jest członkiem ich zakonu... na jakim ja świecie żyje? Kiedyś próbował mnie wkręcić do tej - jak to nazwała nasza wychowawczyni - sekty. Miałem mieć chrzest podczas popijawy przy ognisku, w towarzystwie kamieni mocy. Jednak w życiu nie chciałbym przebywać w takim otoczeniu. Tak jak lubię i szanuję Lay'a, to za cholerę nie rozumiem jak można spożywać alkohol w wieku szesnastu lat. Oczywiście, jakby byli starsi nie mógłbym mieć z tym żadnych problemów. W końcu pełnoletni mogą robić ze swoim życiem co tylko zechcą, ale na miłość Boską! To jeszcze szczyle co niedawno przestały grać w minecrafta... To już nie istotne.
Ważniejsze było to, co działo się na facebooku. Mianowicie - zaproszenie do znajomych przez Oh Sehuna i Wu Yifana. Chyba nawet sąsiedzi usłyszeli mój pisk. W mojej głowie pojawiło się mnóstwo pytań typu: Co jeśli zaprosili mnie tylko dlatego, aby się pośmiać? Co jeśli to zwykła pomyłka? Ale nie, to nie mogła być pomyłka. Postanowiłem więc przełamać się i zaakceptować zaproszenia od dwójki chłopaków.
Zaraz gdy to zrobiłem odsunąłem się od laptopa i udałem do kuchni w podskokach, ponieważ podłoga z niewyjaśnionych przyczyn zaczęła być gorąca niczym lawa. Naprawdę jestem zjebany... ale to już wiadomo nie od dziś, natomiast teraz wiedziałem tylko jedno - jestem straszliwie głodny. Kto by się spodziewał, że bycie ośmieszonym może spowodować obniżenie poziomu głodu? Gdyby pasek życia też by się obniżał to w tej chwili byłbym pewnie trupem. Ale na ratunek przychodzi mi magiczny glut! Zwany przez zwykłych śmiertelników jako kisiel. Moim zdaniem do zbyt nijaka nazwa jak na ten boży nektar, który regeneruje pasek mocy. Po nim czujesz się jak nowo narodzony... przynajmniej tak to działa w moim przypadku. Nic nie poradzę na to, że jestem wyjątkowy albo uzależniony od gier, ale kto co woli.
Z szafki wyjąłem saszetki. Miałem do wyboru kisiel o smaku pomarańczy lub cytryny. Moje dzisiejsze przeżycia zmusiły mnie abym wybrał tą drugą, ponieważ posiada większą moc regeneracji. Czyli po prostu jest kwaśniejsza. Zagotowałem wodę i wsypałem zawartość opakowania do mojego ulubionego kubka. Gdy woda się zagotowała wlałem ją do naczynia i zacząłem energicznie mieszać, kiedy moja komórka zaczęła nagle dzwonić. Okazało się, że to Tao się do mnie dobijał w tej ważnej chwili, więc postanowiłem go szybko spławić. Odebrałem połączenie.
- Tao waśnie mam swój pierwszy raz i przeszkadzasz mi w przełomowym momencie - wypaliłem, a po drugiej stronie panowała cisza, którą przerwał donośny śmiech mojego przyjaciela.
- Luhaś, gdybym cię nie znał to pomyślałbym, że w tej chwili wiążesz jakąś lasie.. nie, wróć! Wiążesz jakiegoś kolesia z zamiarem zabawienia się jego kosztem i że właśnie wybierasz zapach żelu nawilżającego! Ale wiesz co jest najzabawniejsze? Przez przypadek włączyłem głośnomówiący i moja siostrunia zbladła, jakby ducha zobaczyła! Boki zrywać - Tao nie przestawał się śmiać, natomiast we mnie rosła irytacja. Co za pacan. 
- Mnie nie będzie  do śmiechu jak mi się gluty zrobią - żachnąłem się.
- Jakie gluty? Ej nie mów mi, że ty serio...
- Kisiel robię, kretynie jeden! Mamy nie ma w domu, więc sam musiałem sobie jakoś poradzić, ale mniejsza z tym. Czemu postanowiłeś zawracać mi głowę?  
- Już myślałem, że ksiądz Alfred chciał zadośćuczynienia grzechów... Ale Luhaś, nie uwierzysz!!! - wrzasnął do słuchawki.
- Spróbuje, tylko się tak nie drzyj pacanie! 
- Kris chce się ze mną umówić! - psiknął rozradowany, a ja miałem ochotę pacnąć się łyżką prosto w czoło. 
- Chociaż tobie się w życiu szczęści - westchnąłem z nadzieją, że Tao mnie zrozumie. 
- No fakt, jesteś ofiarą losu Lu - Pałka się przegła, rozłączyłem się.

Zabrałem zwój prawie że zimny kisiel i udałem się z nim do mojego pokoju, gdzie czekała mnie kolejna niespodzianka...
Wiadomość od Oh Sehun
Hej Luhan, chyba doszło dziś do małego nieporozumienia... Nie wiem jak to nazwać. Przepraszam, że poczułeś sie przeze mnie... ok, przez nas źle. Naprawdę nie chciałem doprowadzić do takiej sytuacji, ale po prostu mnie zaskoczyłeś. Chyba mam prawo być zszokowany? W końcu mam ładniejsze kostki od Jongina, hah C: W każdym razie mam nadzieję, że to nie przekreśli naszej znajomości, co? Wiem jak to jest być nieśmiałym, w twoim wieku też taki byłem. Chciałbym się z tobą dogadać. To jak będzie? Zdradzisz coś o sobie?

- O MATKO. O MATULU! CO JA MAM ZROBIĆ? - wrzasnąłem, po raz kolejny niepokojąc sąsiadów. - Gdzie jest mój telefon?? - zacząłem rozglądać się po pokoju, szukając komórki, którą gdzieś palnąłem. Gdy ją odnalazłem, od razu wybrałem numer do Tao i wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- Halo? - usłyszałem zachrypnięty głos swojego przyjaciela.
- Jesteś chujem! Ale to nie jest teraz istotne!! Wejdź szybko na mojego facebooka, proszę. Musisz mi doradzić - mówiłem, próbując uspokoić swoje emocje.
- Nie zmieniłeś hasła? - szybko zaprzeczyłem - Dobrze więc, tylko po co?
- No bo dzisiaj ośmieszyłem się przy Sehunie...- mruknąłem - I tak jakby powiedziałem, że wygląda niczym bóg... 
- Co zrobiłeś?! Haha, Luhan ty lepiej nikogo nie podrywaj, bo tylko możesz spłoszyć - słyszałem jego rozbawienie, a mnie skręcało w środku z zdenerwowania - To znaczy wiesz, nie musisz się starać,bo twój wygląd nawet z hetero może zrobić twojego niewolnika!
- Proszę nie rób sobie ze mnie żartów - westchnąłem ze zrezygnowaniem - serio zależy mi na twojej pomocy. Przeczytaj wiadomość od Sehuna i mi po prostu doradź.
- Nie mam czego doradzać. Podoba ci się, ty jemu też więc w czym problem?
- Nie jestem godzien jego boskiej obecności! Co ja mam mu odpisać? - zapytałem z nadzieją, która chwile później prysła.
- Już nic, napisałem za ciebie - i faktycznie to zrobił... ukatrupię go kiedyś!
Wiadomość wysłana do Oh Sehun
Hej :3 Nie mam prawa cię za nic winić, to moja wina, że jestem takim dzikusem ;) I tak... chętnie poznam się z tobą bliżej :D Naprawdę jesteś ciekawą osobą i już nie mogę doczekać się naszego następnego spotkania <3
 Wyświetlono 22:43




A/N: Denny ten rozdział, wybaczcie >.<

10 - Chwila szczerości nie zawsze jest oznaką słabości

Czyli spotkania ciąg dalszy... - Chłopcy, co tu się dzieje? - głos zabrał tata Luhana, wstając z siedzenia. - Rozumiem, że może nie ...